Amy, jakie skojarzenia przychodzą ci na myśl, gdy słyszysz o doświadczeniu kulturowym?
Urodziłam się w Hong Kongu ale już od wczesnych lat uczęszczałam do szkoły w Wielkiej Brytanii. Było to opłacone przez rząd. Miałam wtedy 13 lat i dla mnie był to kulturowy szok – doświadczyłam go na wielu różnych poziomach. Największym była utrata wolności, którą miałam w domu. To była szkoła z internatem, więc panowało tam wiele zasad, których musiałam przestrzegać, dyscyplina była bardzo sztywna. Mieliśmy na przykład różne buty na zewnątrz i wewnątrz budynku, musieliśmy zmieniać swoje kurtki za każdym razem, gdy wychodziliśmy, nie mogliśmy rozmawiać w stołówce, ani usiąść dopóki nam nie pozwolono. Oczekiwano tam od nas wielu takich właśnie rutynowych zachowań i przestrzegania zasad. Wszystkim rządził dźwięk dzwonka. Spędziłam tam pięć lat.
Odwiedzałaś wtedy czasami swoją rodzinę w Hong Kongu?
Tak, zawsze na święta Bożego Narodzenia, wakacje ale nie na Wielkanoc.
Bardzo tęskniłaś za rodziną i domem?
Bardzo! Wszystko było takie surowe, inne i takie dziwne. To było całe nowe środowisko, mnóstwo nowych osób, bardzo mało o tym nowym świecie wiedziałam i nie miałam żadnej wskazówki, jak zachowywać się w nowym otoczeniu.
A co teraz myślisz o tym wczesnym doświadczeniu różnic kulturowych? Co było w tym dobrego, a co złego?
To bardzo dobre pytanie. Myślę, że dzięki temu bardzo szybko nauczyłam się różnych kulturowych zwyczajów i zasad. Pewnie dlatego, że miało to więcej wspólnego ze szkołą przetrwania, niż spokojną adaptacją do nowego środowiska. Myślę więc, że teraz, kiedy wchodzę do nowej organizacji, to szybko łapię najważniejsze składniki jej kultury, mogę łatwo je wyczuć i zrozumieć. To są korzyści. Ale z drugiej strony, te wszystkie restrykcje, którym musiałam się poddać, ostatecznie zmusiły mnie do wyzbycia się dużej części mojej natury. A byłam w tym czasie takim dzikim i zbuntowanym stworzonkiem…to częściowo był też powód, dla którego moi rodzice zdecydowali się mnie tam wysłać.. Z powodu tych wszystkich ograniczeń nie tylko ze strony dyrektora szkoły, ale też innych dziewczyn, musiałam porzucić moją rewolucyjną naturę…by przetrwać.
Mam wrażenie, że to trudne doświadczenie w końcu uczyniło cię osobą silniejszą i bardziej świadomą siebie samej…
To ciekawe. Myślę, że w pewnym sensie tak, jednak nie do końca. Musiałam poznać wszystkie panujące w szkole zasady tak dobrze, że z czasem stałam się w nich naprawdę biegła. Byłam prawie jak dyrektor tej szkoły… Zostałam przewodniczącą mojego domu i prefektem. Nabycie wiedzy i umiejętności, jak realizować zadania i jak robić to naprawdę dobrze, doprowadziło mnie w efekcie do rozpoczęcia kariery w korporacji. I potem bardzo dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że złożyłam temu celowi w ofierze swoją prawdziwą naturę – to bardzo wysoka cena. Z upływem czasu zdałam sobie sprawę z potrzeby ponownego połączenia się z moim prawdziwym ja…
A co stało się w twoim życiu po ukończeniu szkoły?
Poszłam na studia w Wielkiej Brytanii, a potem dołączyłam do świata korporacji. W między czasie moi rodzice przeprowadzili się do Kanady. Moja matka pochodziła z komunistycznych Chin i wyemigrowała do Hong-Kongu. Gdy więc wrócił on w ręce Chin, moi rodzicie poczuli, że by chronić swoją wolność, muszą znowu stamtąd uciec – nie ufali komunistom. Nagle więc Kanada sała się moim domem. Zaczęłam wtedy podróżować tam i z powrotem między Toronto a Wielką Brytanią, kolejne kulturowe zderzenie…W toku mojego korporacyjnego życia miałam okazję uczestniczyć w paru międzykulturowych projektach. Chyba najciekawsze było zakładanie fabryki na Sri Lance.
Jesteś świetnym przykładem osoby, której tożsamość kulturową trudno jest ustalić …
Tak wcześnie zanurzyłam się w kulturze zachodniej, byłam bardzo młoda – nie mam na przykład żadnych chińskich przyjaciół. Większość z moich znajomych to Anglicy, Amerykanie, nie ma wśród nich Chińczyków. Moja jedyna więź z Chinami, to ta za pośrednictwem rodziców. Kiedy poznaję ludzi z różnych krajów, jak Sri Lanka czy Polska, to od razu odnoszę się do nich przez pryzmat bliskich mi wartości – jak rodzina, szacunek do starszych, edukacja jako priorytet dla naszych dzieci – one też towarzyszyły mojemu wychowaniu.
Czy doświadczyłaś kiedyś takich wyjątkowych sytuacji, które nazywamy momentami ,,AHA”, czegoś, co jest tak dziwne ale i zarazem tak ciekawe, że pozwala nam zrozumieć coś nowego? Mam namyśli moment ,,AHA” na tle kulturowym.
Hmm…Muszę przyznać, że to pytanie jest dla mnie trudne z tego względu, że bardzo łatwo wchodzę w każdą nową kulturę. Kiedy na przykład poznaję obcokrajowca i mam odczucie, że ta osoba ma takie same wartości jak ja, natychmiast pojawia się wzajemne zrozumienie między nami.
A jak się czujesz w Polsce? Jak się czujesz z naszymi wartościami?
W waszej kulturze są dwie wartości, które są mi szczególnie bliskie – orientacja na rodzinę i pragnienie, by nasze dzieci miały lepsze życie od swoich rodziców.
Amy, czy jest jakiś kraj na świecie, o którym mogłabyś powiedzieć, że jest to twoje ulubione miejsce do życia?
Trudne pytanie. Myślę, że mogłabym powiedzieć, że moim ulubionym miejscem do życia jest każde to, gdzie mogę być blisko przyrody.
Czy to nie jest tak, że jesteś jedną z tych osób, które cały swój świat skupiają w sobie? I dlatego nie ma wielkiego znaczenia to, gdzie się znajdujesz i co jest wokół ciebie, ponieważ wszystko, czego potrzebujesz nosisz w sobie i zabierasz to ze sobą wszędzie tam, gdzie idziesz…
Ciekawe. Muszę się nad tym zastanowić. Moja pierwsza reakcja jest taka, że jest raczej zupełnie na odwrót- że jestem całkowicie otwarta na środowisko i na wszystko, co mi ono oferuje…
Czy możesz mi jeszcze wyjaśnić, co masz na myśli?
Na przykład ja uwielbiam podróżować i być blisko prawdziwego życia danego kraju i jego kultury …ale częściowo lubię to dlatego, że wiem, że wkrótce będę z powrotem w domu…co oznacza, że tu za granicą nie jest mój dom… W mojej opinii ty jesteś perfekcyjnym podróżnikiem –gdzieś usłyszałam to sformułowanie- budujesz, stwarzasz sobie swój dom wszędzie tam, gdzie jesteś…
To jest prawda. Tak, to prawda. Ciekawe.
A co ze sprawami płci i kultury? Czy możemy trochę pomówić także o tym? Czy zauważyłaś coś specjalnego pod tym względem, w którymś z krajów?
Tak, to bardzo ciekawy temat i w związku z takimi sytuacjami miałam w swoim życiu kilka takich momentów ,,AHA”. Zauważyłam, że w Wielkiej Brytanii, kiedy uczestniczysz w spotkaniu służącym do nawiązania kontaktów, a pomieszczenie jest pełne mężczyzn, to jest nudno, jedyne o czym się rozmawia, to rzeczy w stylu golf czy piłka nożna. Druga skrajność to kobiece spotkania służące do nawiązywania kontaktów – kobiety są hiper-aktywne, hiper-ruchliwe, za bardzo starają się siebie sprzedać. Tymczasem w Polsce spędzanie czasu w towarzystwie z kobiet jest niezwykle wzbogacające. Można porozmawiać z nimi o wszystkim – rodzinie, życiu, dzieciach, polityce, wszystkim. W Wielkiej Brytanii większość z moich przyjaciół czy kontaktów biznesowych to mężczyźni ale w Polsce to zdecydowanie kobiety.
Czy masz jakieś refleksje, którymi chciałabyś się podzielić z kobietami z tego kraju, jakąś myśl, która mogłaby je zainspirować?
Tak! Ryzykujcie! I działajcie razem! Razem z osobami, które myślą podobnie do was. Myślę, że kobiety w jakiś sposób stały się rywalkami dla siebie nawzajem. Powinnyśmy się bardziej wspierać.
Czy jest to specyficzne dla Polski, czy zdarza się na całym świecie?
Raczej wszędzie. Myślę także, że wspaniałe kobiety są na całym świecie ale nie są zjednoczone. Nie ma żadnej organizacji, która mogłaby je połączyć. Nie ma żadnego kolektywnego kobiecego głosu, który mógłby zostać użyty dla dobra spraw podstawowych, tych naprawdę ważnych. W Polsce widzę, że – ale być może dlatego, że nie jestem tu długo – kobiety mają tendencję do zajmowania się raczej takimi tematami jak działania kreatywne, holistyczne terapie, szkolenia. To bardzo dobrze ale nie wystarczająco. Uważam, że kobiety są już gotowe, by działać razem i dzięki swojej holistycznej orientacji znajdują się w doskonałej pozycji do tego, by zajmować się prawdziwie poważnymi sprawami, kształtować społeczeństwo i przyszłość, które będą warte poświęceń przeszłych pokoleń. Jeśli pomyślimy o najbardziej palących problemach współczesnego świata, jaki jest nasz głos w tych sprawach? Byłabym szczęśliwa będąc częścią takiej grupy kobiet, i może nawet zwłaszcza, jeśli taka grupa ruszyłaby w Polsce.
Amy Barnes: tytuł MBA, certyfikat MCIDP
Jest wysoko cenioną i cieszącą się ogromnym zaufaniem konsultantką, coachem i fasylitatorem zmiany. Była nominowana przez British Home Office do nagrody Award in Excellence za swoją pracę na rzecz rozwijania przywództwa. Wykształcona tancerka i pianistka, swoim klientom oferuje kreatywność, strukturę i umiejętności doskonalone podczas czterech lat intensywnego kursu psychoterapii i pracy klinicznej. Ostatnio przeprowadziła się do Krakowa, by połączyć siły z Johnem Schererem i stworzyć Scherer Leadership International (https://scherercenter.com). Kontynuuje także pracę z klientami w Wielkiej Brytanii, a w wolnym czasie lubi malować, oddaje się sztuce, muzyce, tańcu i gotowaniu.